Dzisiejsza data:

Wiek XX

            Podczas organizowanej w 1901 w Lublinie Krajowej Wystawy Rolniczej bracia Krausse zaprezentowali swoje przedsiębiorstwo, budując pawilon w kształcie młyna. Firma została nagrodzona złotym medalem za tzw. złoty luksus, czyli całokształt młynarskiej produkcji, a w Księdze Pamiątkowej Wystaw Lubelskich zawarto jej szeroki opis. Młyn zatrudniał sto osób, wyłącznie tylko pochodzenia krajowego do pracy przy głównej produkcji, w kuźni, stolarni i administracji. Pracownicy posiadali możliwość bezpłatnego leczenia u lekarza, a także aptekę i szpital. Od 1884 ubezpieczani byli od kalectwa w Towarzystwie Rosya w stosunku tysiąckrotnym do dziennego wynagrodzenia. Urządzenia młyńskie napędzane były trzema turbinami o mocy 180 KM i maszyną parową o mocy 75 KM, uruchamianą tylko w przypadku braku wody. Z okazji wystawy, przy współpracy z Henrykiem Łopacińskim, Henryk Krausse wydał na własny koszt kopię najstarszego widoku miasta Lublina z 1618 autorstwa Brauna i Hogenberga, na którym widoczny był młyn na Tatarach.

            W 1908 wybuchł pożar, zaprószony przypuszczalnie przez strajkujących pracowników. Jeszcze w tym samym roku młyn odbudowano, nadając mu przy tym znacznie okazalszy wygląd. Na szczycie umieszczono daty 1881 i 1908 oraz sentencję, która niestety się nie zachowała i nie można jej odczytać nawet na archiwalnej fotografii. Cztery lata później na terenie zakładu od południa wzniesiono budynek kaszarni oraz willę mieszkalną dla właścicieli. Rodzinna firma była modernizowana i powiększana. Z czasem wprowadzono elektryczność oraz transport samochodowy. W latach 30. XX wieku podczas obniżania lustra Bystrzycy i osuszania zalewowych terenów (dawny Wielki Staw Królewski) zlikwidowano historyczne spiętrzenie wody przy młynie.

            Po wybuchu II wojny światowej młyn nadal pozostawał w rękach rodziny Krausse. Firmą zarządzało wówczas dwóch synów spośród siedmiorga dzieci Adolfa i Wilhelminy Krausse: najstarszy Jan oraz najmłodszy Edward. Pozostali dwaj synowie: Henryk Kazimierz i Piotr, chociaż posiadali udziały, nie interesowali się przedsiębiorstwem ani też nigdy nie założyli własnych rodzin, a córki: Wanda, Stanisława i Aniela wyszły za mąż. W 1941 w krótkim odstępie czasu zmarli Jan i Henryk Kazimierz, który na mocy testamentu swój majątek, w tym udziały w młynie, przekazał siostrzeńcowi Lucjanowi Skoczyńskiemu, synowi Wandy Skoczyńskiej z domu Krausse oraz Ewangelicko – Augsburskiej Gminie w Warszawie na cele oświatowe. Jan Krausse, bardzo zaangażowany w prowadzenie rodzinnej firmy, swoje udziały podzielił pomiędzy żyjące rodzeństwo: Edwarda oraz Stanisławę Kepler, pominąwszy obdarowanych już Skoczyńskich. Do jego majątku zaliczała się także kamienica przy ul. Żwirki i Wigury oraz nieruchomość przy ul. Zielonej.

Produkcja mąki i kasz była wówczas bardzo zaawansowana. O pracy we młynie tak opowiadał pan Edward Krausse (syn):

            Młyn pracował na okrągło przez całą dobę. Pracownicy przychodzili na zmiany - od 6.00 do 2.00, od 2.00 do 10.00 i od 10.00 do 6.00. Już za okupacji było ponad 300 pracowników. Chłopi przywozili zboże, sprzedawali i pobierali z kasy pieniądze, pracownicy zdejmowali to zboże do magazynów, a znowu mąkę wywozili albo wagonami albo wozami czy platformami. Mąkę kupowali piekarze polscy i żydowscy, sklepy... przychodził do kasy, opłacał jaki chciał gatunek maki... Było kilkanaście gatunków mąki, „cztery zera złote", „GG", czy manna z kaszkowych. Ojciec zarządzał młynem, ale było też wielu pracowników. Zboże potrzebuje kilkunastu obróbek. Najpierw czyszczenie, potem zgniecenie, żeby z rowka wydłubać te nieczystości, bo każde ziarnko ma rowek i tam się gromadzą nieczystości, więc pobieżne zgniecenie tego na walcach powodowało, że ten rowek się pogłębił i wysypywały się z niego te brudy i to była pierwsza mąka jaką uzyskiwało się po odsianiu tego ziarna i to była mąka pastewna, to szło dla bydła. Później były następne zgniecenia i odsiewane poszczególne mąki, no i tak aż do wymielania otrąb. Mniej więcej w środkowych stadiach zgniatania uzyskiwało się najczystszą mąkę. Otręby to jest ta powłoka ziarnka, ją się całkiem na płasko zgniecie i odsieje.

            Jeżeli chodzi o młyńską branżę, to na czyszczalni pracował „koper". Obsługiwał czyszczalnię zboża. Byli młynarze różnej klasy. Każde piętro miało swojego zmiennika, który obsługiwał walce. To się nazywało „zichtry". Młyn był wodno-parowy. Była turbina wodna i parowa maszyna i to razem musiało grać. Było kilkanaście wagonów przerobu na dobę. Bystrzyca była zatrzymana, było stawidło, zatrzymanie i tędy woda płynęła na turbiny i kręciła turbiny. Młyn składał się z Magazynu, później był młyn, kaszownia, tam się kaszę robiło. Z pszenicy się robi mąkę pszenną, z żyta żytnią, z jęczmienia się robi kaszę jęczmienną z gryki – tatarczaną, i różne gatunki są zbóż, z różnych się robi różne mąki i różne kasze. Kasza to jest obłuskana z wierzchu ta skorupka i zawartość środka to jest kasza. Młyn był pięciopiętrowy. W środku była czyszczalnia zboża, była ogniotrwała klatka schodowa, żelazne wszystko i stopnie i poręcze itd. obudowane wszystko betonem, a dalej to już był młyn, a tutaj była przerwa i wagony wjeżdżały między te przerwy. Były szyny przeprowadzone i miały one połączenie z całym węzłem kolejowym.4

            Władze Generalnej Guberni traktowały rodzinę Krausse łagodnie, mając nadzieje, że wkrótce zadeklarują oni swoją przynależność do narodu niemieckiego, co jednak nigdy nie nastąpiło. Podczas bombardowania miasta we wrześniu 1939 uszkodzeniu uległ most kolejowy z bocznicą, co uniemożliwiło przejazd ciężkich lokomotyw z wagonami załadowanymi zbożem i mąką. Po pokonaniu wielu trudności Edward Krausse zdobył fundusze i pozwolenie od władz okupacyjnych na budowę nowego mostu.

            Kraussowie zawsze czuli się Polakami i ewangelikami, dając temu liczne dowody. Edward Krausse przekazywał mąkę Antoninie Grygowej, która piekła chleb dla więźniów Majdanka oraz dostarczała go ukrytym w lasach oddziałom. Jego syn (również Edward), ukrywał się na terenie zakładu przed Niemcami i działał w strukturach podziemnych jako wywiadowca – obserwował transporty wojskowe na bocznicy i przekazywał raporty. Wspólnie z krewnym Lucjanem Skoczyńskim, synem Wandy Skoczyńskiej z domu Krausse, ukrywali tam rannego partyzanta. Rozległa zabudowa i skomplikowany system urządzeń młyńskich sprawiły, że na terenie przedsiębiorstwa znajdowało się wiele trudno dostępnych zakamarków i kryjówek. Niestety w styczniu 1944 Niemcy otrzymali donos, w wyniku którego partyzant został rozstrzelany, a młody Edward Krausse musiał uciekać do lasu.

Grafika losowa